„Pewnego dnia, gdy Szkoły mieściły się jeszcze w pałacu naprzeciwko kościoła św. Pantaleona, Kalasancjusz, który szedł na plac Pascuino, przywołał o. Castillę. Chciał, aby mu towarzyszył podczas składanej w pewnej sprawie wizycie. Wyszli obydwaj i przechodząc przez bardzo wąską uliczkę, które są tak liczne w Rzymie i znane pod nazwą vicolos, natknęli się na przepiękną dziewczynę, lecz odzianą w potargane łachmany, które ledwie ją zakrywały, co graniczyło nieomal z nieskromnością. A na dodatek smutek i łzy czyniły jeszcze bardziej interesującym jej śliczne oblicze.
Przeczysty Józef wzdrygnął się, gdy musiał obok niej przechodzić. A tym bardziej, gdy usłyszał, że mówi do niego po imieniu. Drąc, zbliżyła się do niego i błagalnie rzekła: „Ojcze Józefie, wszyscy mną gardzą, wszyscy mnie lekceważą; w żadnym klasztorze mnie nie chcą; ze wszystkich mnie wyrzucają. Nie ma nikogo, kto mnie przyjmie, nie ma domu, który mnie ugości. Ojcze Józefie jałmużniku, ojcze Józefie szlachetny, nie porzucaj mnie, nie pozostawiaj mnie samej”.
O. Józef był jednocześnie zmrożony i zlany potem; na jego twarzy pojawiały się wszystkie kolory. Ale jeszcze bardziej zaskoczony był o. Castilla, który wiedział, że nie było właściwe rozmawianie z kobietami, a tym bardziej publicznie i znajdującymi się
w takim stanie.
O. Józef przeżegnał się, jakby to było diabelskie kuszenie, i zdecydowanie zapytał, kim jest i czego chce.
Młoda kobieta odpowiedziała z jeszcze większym zapałem: „Dobrze zna mnie ten, który odwiedza ubogich, a teraz udaje, że mnie nie zna. Wszyscy mnie odrzucają, chciałabym, aby ojciec mnie przygarnął”.
„Nie słyszę was” – odrzekł skonfundowany. „Powiedzcie mi, kim jesteście. Zrobię dla was wszystko, co będę mógł”.
I wtedy młoda kobieta, odzyskując na twarzy radość, powiedziała do niego z uśmiechem: „JESTEM ŚWIĘTYM UBÓSTWEM”. Widzenie kończy się, Józef pojmuje, a o. Castilla dziwi się. Gdy poszli dalej, o. Prefekt polecił swojemu wiernemu towarzyszowi, aby zachował to w pamięci, lecz nikomu nie mówił ani słowa”.
[O. Jan Garcia – o. Castilla – opowiada o ukazaniu się ubóstwa św. Józefowi Kalasancjuszowi obok Placu del Pascuino w 1611 r. w: S. Lopez, Dokumenty św. Józefa Kalasancjusza, Kraków 2007, s. 67-68;]
Przeczysty Józef wzdrygnął się, gdy musiał obok niej przechodzić. A tym bardziej, gdy usłyszał, że mówi do niego po imieniu. Drąc, zbliżyła się do niego i błagalnie rzekła: „Ojcze Józefie, wszyscy mną gardzą, wszyscy mnie lekceważą; w żadnym klasztorze mnie nie chcą; ze wszystkich mnie wyrzucają. Nie ma nikogo, kto mnie przyjmie, nie ma domu, który mnie ugości. Ojcze Józefie jałmużniku, ojcze Józefie szlachetny, nie porzucaj mnie, nie pozostawiaj mnie samej”.
O. Józef był jednocześnie zmrożony i zlany potem; na jego twarzy pojawiały się wszystkie kolory. Ale jeszcze bardziej zaskoczony był o. Castilla, który wiedział, że nie było właściwe rozmawianie z kobietami, a tym bardziej publicznie i znajdującymi się
w takim stanie.
O. Józef przeżegnał się, jakby to było diabelskie kuszenie, i zdecydowanie zapytał, kim jest i czego chce.
Młoda kobieta odpowiedziała z jeszcze większym zapałem: „Dobrze zna mnie ten, który odwiedza ubogich, a teraz udaje, że mnie nie zna. Wszyscy mnie odrzucają, chciałabym, aby ojciec mnie przygarnął”.
„Nie słyszę was” – odrzekł skonfundowany. „Powiedzcie mi, kim jesteście. Zrobię dla was wszystko, co będę mógł”.
I wtedy młoda kobieta, odzyskując na twarzy radość, powiedziała do niego z uśmiechem: „JESTEM ŚWIĘTYM UBÓSTWEM”. Widzenie kończy się, Józef pojmuje, a o. Castilla dziwi się. Gdy poszli dalej, o. Prefekt polecił swojemu wiernemu towarzyszowi, aby zachował to w pamięci, lecz nikomu nie mówił ani słowa”.
[O. Jan Garcia – o. Castilla – opowiada o ukazaniu się ubóstwa św. Józefowi Kalasancjuszowi obok Placu del Pascuino w 1611 r. w: S. Lopez, Dokumenty św. Józefa Kalasancjusza, Kraków 2007, s. 67-68;]